Traduzione di “Pieśń o żołnierzach z Westerplatte” Polacco → Serbo, testi di Anna German (Анна Герман) (A lato było piękne tego roku) To wtrącenie z Pieśni o żołnierzach z Westerplatte Gałczyńskiego zapadło mi w pamięć bardziej niż cały wiersz. Dzięki tym z pozoru nieistotnym, bo umieszczonym w nawiasie słowom, wrzesień 1939 roku zawsze już będzie mi się kojarzył z piękną, letnią pogodą. Dodajmy do tego seriale które zaczęto dopiero realizowac w l. 60-tych a częstotliwość premier słuchowisk spadła dopiero, ale za to znacznie, w 1982r. Przyczyn nie muszę podawać. W 1984 r. wróciło do poprzedniego stanu i do 1988 r. utrzymywała się statystyka ponad 380 do 440. 1989 - 222, 1990-92: ponad 100, kolejny regres l. 1993-95 na początku września 1939 („a lato było piękne tego roku”). Bagnety na broń, alarm dla miasta Warszawy, wróg u bram. Volksdeutsche. Przesiedleńcy. Szabrownicy. Zdrajcy. Ludzie czujący się Polakami, ale zabijani, bo wyglądają nie tak jak trzeba. Ludzie czujący się kimś innym, ale zabijani, bo są Polakami. A lato było piękne tego roku Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte. 'A lato było piękne tego roku' magann Myśl 4 listopada 2014 roku, godz. 18:10 0,0°C "Wiesz, tłumaczę sobie to tak: listopad - listów opad. To jest piękne xhs6S. Moi Drodzy, dziś oprócz notki o Wieniawie postanowiłam dodać jeszcze jedną, w ogólności upamiętniającą naszych żołnierzy. Dla nich, 74 lata temu zaczęła się walka o granice ukochanej Ojczyzny! Specyfika tego bloga jest iście kawaleryjska, powinnam więc napisać o szarży pod Krojantami i o Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii, która pod Mokrą pokazała swoją siłę. Wybaczcie, żadnego materiału nie przygotowałam. Ale proszę Was - pamiętajcie o tych młodych chłopakach, nie tylko kawalerzystach, którzy przede wszystkim we wrześniu 1939 oddali swoje młode życie, wierząc że uda im się pokonać Niemców i że będą mogli żyć dalej w wolnej Ojczyźnie. Naszym obowiązkiem jest zatrzymać pamięć o nich i przyszłym pokoleniom ją przekazywać! Większość z nich nie była starsza od nas, tak jak my mieli marzenia, a jednak trafili na tak trudny czas, kiedy ich ofiarą wobec Polski było poświęcenie swojego młodego życia... Ale ich ofiara nie poszła na marne! Gdy widzę ludzi którzy nie zapominają i którzy kochają i starają się przekazywać historię dalej, tym bardziej przekonuję się że ta ofiara naszych dziadków żyje w nas. I niech nigdy nie zginie! Chwała Bohaterom! andsol pisze... Godzinę temu byłbym bezradny słysząc pytanie: "co w 1939 roku miały wspólnego zakonnice z Anglikami?" Teraz z niedbałym machnięciem płetwy odpowiadam: "kopały rowy".Baaaardzo pouczające (o dzisiejszej prasie). 20 sierpnia 2011 03:32 Anonimowy pisze... @Baaaardzo pouczające (o dzisiejszej prasie).Dla kogo Andsolu, dla kogo? Obawiam się, że nie jest to powszechna konkluzja. U mnie wywołuje dziwny miszmasz smutku, przygnębienia i fatalistycznej czkawki. Chociaż wieśniak jest piękny. W zasadzie materiał na scenariusz. 20 sierpnia 2011 08:55 Wojciech Kubalewski pisze... "Centrala Chrześcijańskich Restauratorów", "Popłoch w Austrii" i "zapędy łapczywych spekulantów, zresztą prawie wyłącznie żydów" - to moi faworyci! Jeszcze bardziej wypada współczuć tym, którzy wiedzę o świecie czerpią z gazet (lepiej: z me[n]diów).Skąd to wytrzasnęliście?Wojciech Kubalewski 27 sierpnia 2011 19:27 Michał pisze... Wojtku wiedzę o tamtym świecie czerpać możemy wyłącznie z gazet, co i tak nie jest najgorszą opcją. Pomyśl o archeologach, którzy odtwarzają całe światy na podstawie zawartości grobów lub wychodków. AndSolu, to faktycznie wygląda jakby cała prasa przedwojenna była jednym wielkim "Faktem" lub "Superekspresem". Ale ja bym z tego nie czynił jakichś okoliczności łagodzących dla współczesności. Telemachu, mnie też przygotowanie tej notki napełniło przygnębiającym smutkiem. Do tego stopnia, że zrezygnowałem z jakiegokolwiek komentarza. Może jedynie trzeba przywołać to. Swoją drogą, jest też drugi ciekawy moment w prasie tych dni. Przypada on różnie, w Poznaniu około 9 września, w Krakowie w Warszawie pod koniec miesiąca. Prasa tuż przed i tuż pokapitulacyjna. Ktoś kiedyś zrobił prasówkę paryską pomiędzy ucieczką Napoleona z Elby a wkroczeniem do Paryża. Od potwora do Najukochańszego Cesarza w ciągu niespełna dwóch tygodni. U nas też się okazało, że Niemcy nie są aż tak krwiożerczy, kanclerz Hitler ma ludzkie odruchy, żołnierz polski bił się nadal dzielnie, ale wszelki opór nie ma już sensu, nasi wspaniali, gotowi sojusznicy zdradzili has podle i tchórzliwie a życie ulega normalizacji na podstawie zarządzeń komendantów wojskowych. I tylko Żydzi, jak zwykle, wszystkiemu winni. 28 sierpnia 2011 11:41 Nina pisze... Dziekuje za mozliwosc przeczytania tych historycznych artykulow. Rozmawialam dzisiaj z moim tatusiem ktory urodzil sie 16 pazdziernika 1023 roku i mial w 1939 roku tylko 16 lat. Na moja uwage ze obecne lato jest bardzo cieple i tez mamy wciaz bardzo cieply wrzesien, tatus stwierdzil ze: "w 1939 roku rowniez w Polsce bylo piekne cieple lato i bardzo ciepla jesien". Teraz wiem ze tatus bardzo dobrze pamieta lato i jesien 1939 roku, jak wynika z jednego z artykulow, 27 sierpnia bylo bardzo goraco, az 27 stopni, prawie upal. Serdecznie pozdrawiam. Nina 6 września 2011 00:42 aps pisze... Pozdrawiam Was :) Bardzo ciekawy materiał, z drugiej strony tak się zastanawiam, no co mieli pisać... a co do euro, to też się zgadzam, należąc do jednej z grup. aps. 10 września 2011 09:21 Michał pisze... Nina: Nawet nie wiesz, z iloma bliskimi osobami nie zdążyłem porozmawiać, a nawet jak zdążyłem, to nie miałem okazji dopytać o różne szczegóły. Pozdrowienia!aps: Andrzeju, na miły Bóg! Czy to musi być tak, jak z przedwojennych samouczków dobrego wychowania (np. Wielopolska): Na komentarz dobrze wychowana osoba odpowiada komentarzem na blogu komentującego w nieprzekraczalnym terminie 48 godzin, o ile oczywiście nie wypadają w międzyczasie święta kościelne i państwowe. Serdeczności! 10 września 2011 09:30 Kategoria/technikanie wybrano Malarstwo Olej Akryl Akwarela Gwasz Technika mieszana Design Fotografia Rysunek Instalacje Rzeźby Grafika Giclee Inkografia Serigrafia Abstrakcja Akt kobiecy Akt męski Architektura Czerwienie Erotyka Fantastyka Jedzenie Kobiety Ludzie Martwa natura Miłość Moda Motoryzacja Obrazy nowoczesne Pejzaż Podróże Przemysł Przygoda Religia Rozgrzewające kolory Świat Zwierzęta Obrazy na prezentnie wybrano Na ślub Dla kobiety Dla mężczyzny Dla dzieci Dla młodzieży Dla podróżników Dla smakoszy (jedzenie, kuchnia) Dla sportowców Dla miłośników zwierząt Dla miłośników przyrody Dla ceniących minimalizm Dla ceniących luksus (złocenia) Nagrodzone prace Wystawiane prace artystów 0 - 500 PLN 500 - 1000 PLN 1000 - 3000 PLN 3000 PLN i powyżej do 50 cm 50 cm - 79 cm 80 cm - 119 cm od 120 cm do 50 cm 50 cm - 79 cm 80 cm - 119 cm od 120 cm kolorowy obraz czarno-biały obraz biały obraz żółty obraz różowy obraz fioletowy obraz czerwony obraz błękitny obraz granatowy obraz zielony obraz szary obraz brązowy obraz czarny obraz Kierunki w sztucenie wybrano Abstrakcjonizm Art déco Ekspresjonizm Ilustracja Figuratywizm Impresjonizm Kubizm Malarstwo współczesne Minimalizm Młoda Sztuka Modernizm Nadrealizm Pop Art Portret Prymitywizm Realizm Street Art Surrealizm Symbolizm Sztuka ludowa Sztuka Poszukująca domyślnie po cenie rosnąco po cenie malejąco Filtruj „W swojej sztuce Wiktor Dyndo pozornie pokazuje nam Wschód, jaki znamy… zamachy bombowe, permanentna wojna z terroryzmem, wszechobecny motyw arafatki, ornamentyka muzułmańska. Jego prace nasuwają skojarzenia z orientalizmem, nurtem w kulturze europejskiej, który rozwijał się wraz z epoką nowoczesną, a swoje apogeum przeżywał w końcu XIX wieku. Skojarzenie to jest słuszne, acz mylnym byłoby określenie Dyndo jako kontynuatora orientalizmu. Zestawiając prace dziewiętnastowiecznych orientalistów z płótnami Dyndo od razu dostrzegamy ich przeciwstawną wymowę. O ile Wschód w dawnym malarstwie przeważnie jawi się jako starożytna Arabia Felix, o tyle w dzisiejszych obrazach Dyndo widzimy przede wszystkim obraz zagrożenia i obcości. Można by stwierdzić, że po 11 Września świat uległ przemianie i dziś mamy do czynienia z osławioną wojną cywilizacji, którą Dyndo jako malarz Wschodu przedstawia. Byłby to jednak trop mylny. Zasadnicza różnica między dawnymi orientalistami a sztuką Wiktora Dyndo tkwi w samej istocie obrazu. Orientaliści udawali się na Wschód, odtwarzali fascynujące ich, egzotyczne fragmenty tamtejszego świata, poddawali je estetyzacji i tworzyli z nich spójną wyidealizowaną narrację o odległej krainie szczęśliwości. Ich dzieła tworzyły obraz Wschodu w odbiorze Europejczyków, taki obraz jaki odpowiadał marzeniom i tęsknotom europejskich mieszczan. Z kolei punktem wyjścia dla Dyndo, są obrazy Wschodu jakie znamy z elektronicznych mediów, obrazy jakie obecne są w masowej wyobraźni. O ile orientaliści tworzyli fragmentaryczny obraz Wschodu, o tyle Dyndo odsłania fragmentaryzm i fałszywość tego obrazu, co uwydatnione jest przez minimalne używanie środków formalnych. A zatem w większym stopniu niż Wschód obrazy te przedstawiają nasze spojrzenie na Orient, które wciąż oparte jest na powierzchownych sądach i emocjach. Sztuka Wiktora Dyndo odsłania pewną istotną dla kultury zachodniej właściwość. Mianowicie obrazowanie Wschodu, bardziej aniżeli poznaniu go, służy nam do wyrażania masowych emocji, dawniej były to marzenia, dziś są to lęki”. Andrzej Pałys, kurator wystawy Nazwiska autorów: Wiktor Dyndo Kurator: Andrzej Pałys Data wernisażu: 2011-09-06 Godzina wernisażu: Czas trwania wystawy: Od: 2011-09-07 Do: 2011-09-21 Dane adresowe galerii: Nazwa galerii: Bocheńska Gallery Ulica: Ząbkowska Nr budynku: 27 / 31 E-mail: info@ Strona www: Godziny otwarcia galerii: wtorek - piątek: - sobota: - Bilety: wstęp wolny ​WIKTOR DYNDOAndrzej Pałys A LATO BYŁO PIĘKNE TEGO ROKU...11 WRZEŚNIA 2001​ 2011 W swojej sztuce Wiktor Dyndo pozornie pokazuje nam Wschód, jaki znamy… zamachy bombowe, permanentna wojna z terroryzmem, wszechobecny motyw arafatki, ornamentyka muzułmańska. Jego prace nasuwają skojarzenia z orientalizmem, nurtem w kulturze europejskiej, który rozwijał się wraz z epoką nowoczesną, a swoje apogeum przeżywał w końcu XIX wieku. Skojarzenie to jest słuszne, acz mylnym byłoby określenie Dyndo jako kontynuatora orientalizmu. Zestawiając prace dziewiętnastowiecznych orientalistów z płótnami Dyndo od razu dostrzegamy ich przeciwstawną wymowę. O ile Wschód w dawnym malarstwie przeważnie jawi się jako starożytna Arabia Felix, o tyle w dzisiejszych obrazach Dyndo widzimy przede wszystkim obraz zagrożenia i obcości. Można by stwierdzić, że po 11 Września świat uległ przemianie i dziś mamy do czynienia z osławioną wojną cywilizacji, którą Dyndo jako malarz Wschodu przedstawia. Byłby to jednak trop mylny. Zasadnicza różnica między dawnymi orientalistami a sztuką Wiktora Dyndo tkwi w samej istocie obrazu. Orientaliści udawali się na Wschód, odtwarzali fascynujące ich, egzotyczne fragmenty tamtejszego świata, poddawali je estetyzacji i tworzyli z nich spójną wyidealizowaną narrację o odległej krainie szczęśliwości. Ich dzieła tworzyły obraz Wschodu w odbiorze Europejczyków, taki obraz jaki odpowiadał marzeniom i tęsknotom europejskich mieszczan. Z kolei punktem wyjścia dla Dyndo, są obrazy Wschodu jakie znamy z elektronicznych mediów, obrazy jakie obecne są w masowej wyobraźni. O ile orientaliści tworzyli fragmentaryczny obraz Wschodu, o tyle Dyndo odsłania fragmentaryzm i fałszywość tego obrazu, co uwydatnione jest przez minimalne używanie środków formalnych. A zatem w większym stopniu niż Wschód obrazy te przedstawiają nasze spojrzenie na Orient, które wciąż oparte jest na powierzchownych sądach i emocjach. Sztuka Wiktora Dyndo odsłania pewną istotną dla kultury zachodniej właściwość. Mianowicie obrazowanie Wschodu, bardziej aniżeli poznaniu go, służy nam do wyrażania masowych emocji, dawniej były to marzenia, dziś są to lęki. ​ MALUJĘ LĘKI WSPÓŁCZESNOŚCI z Wiktorem Dyndo rozmawia Monika Kuc RZECZPOSPOLITA, 2011 Rz: Tytuł Pana nowej wystawy w Bochenska Gallery i obraz z wieżami World Trade Center, pokrytymi wzorami z chusty arafatki, nawiązują do tragedii sprzed 10 lat. Czy wszystkie prace na tym pokazie to hommage dla ofiar terrorystycznego zamachu w Nowym Jorku?​ 11 września 2001 roku był datą graniczną dla nowego Millenium. Traumą i symbolem nowych czasów - tak samo dla mnie osobiście, jaki w sensie globalnym. Ale obraz z wieżami to tylko punkt wyjścia dla serii prac, które nie komentują bezpośrednio tragedii. Mówią raczej o tym, co nastąpiło potem. O stanie naszej dzisiejszej świadomości, zdominowanej przez różnorodne lęki. Nie tylko wobec terroryzmu, ale także innych społeczno-politycznych zagrożeń. Nasz strach ma wiele twarzy, np. przed rosnącą potęgą Chin. Boimy się, że Chińczycy wkrótce zdominują świat... Jest pan zwolennikiem teorii nieuchronnego konfliktu cywilizacji, jak u Huntingtona? Nie, skąd. Zamachy i akty terroryzmu stosunkowo rzadko są skutkiem konfliktów między Wschodem i Zachodem. Znacznie częściej dochodzi do nich wewnątrz różnych państw. Niewinni ludzie giną głównie w Iraku i Afganistanie... W pewnym sensie uprawia pan sztukę zaangażowaną. Od małego interesuję się współczesnym światem. Oglądam telewizję, czytam gazety i jest to moja inspiracja do malarstwa. Na jednym z Pana obrazów pojawia się znak arabskiej telewizji Al-Jazeera. To ostrzeżenie przed jej manipulacjami i znak, że świat poznajemy zniekształcony przez media? Nie jest to tak jednoznaczne. Mimo że w tej telewizji Bin Laden emitował swoje oświadczenia. Równocześnie Al-Jazeera arabskojęzyczna, jak również wersja English, występuje przeciw wszystkim możliwym reżimom w państwach afrykańskich i arabskich. I dostarcza bardzo szczegółowych informacji o aktualnych wydarzeniach na przykład w Afryce, o których niewiele można się dowiedzieć z BBC czy CNN. Nie ocenia ich przy tym tylko z europejskiej czy amerykańskiej perspektywy. Warto ją pooglądać, pamiętając, że to obecnie okno na świat dla milionów widzów. Jednak pan sam nie ogranicza się do poznawania innych kultur poprzez media. Niejednokrotnie podróżował Pan na Bliski Wschód. Byłem na stypendium na wydziale malarstwa w Kairze. Jako pierwszemu Europejczykowi udało mi się je zdobyć i dziś mam tam wielu przyjaciół. Jeździłem też do Iranu. Na ten region świata jestem otwarty od dzieciństwa, bo moja mama jest iranistą-afganologiem. Miałem nawet w Iranie wystawę - pokazywałem cykl gwaszy inspirowanych architekturą muzułmańską, które powstały w Egipcie. Na pół abstrakcyjne, sprowadzone tylko do trzech kolorów - biało-czarne-czerwone. Irańczycy są bardzo zainteresowani sztuką współczesną, choć także czerpią z własnej symboliki, często trudno czytelnej dla Europejczyków. W najbliższym czasie planuje Pan podróże w odwrotnym kierunku... Teraz jadę do Madrytu. Będziemy tam z Dorotą Kozieradzką i Michałem Szuszkiewiczem malować wspólny obraz w witrynie sklepowej. Podobną akcję przeprowadziliśmy wcześniej w Warszawie. To projekt Agnieszki Sural realizowany w ramach polskiej prezydencji przez warszawską Galerię Witryna. Potem będę miał indywidualną wystawę w Knoxville w Stanach. Co tam Pan pokaże? Obrazy - „Mapy konfliktów", które malowałem po dyplomie i najpierw wystawiałem w Bochenska Gallery. To z jednej strony mapy realnych politycznych konfliktów w Pakistanie, Jordanii, Kaszmirze, Indiach, Sri Lance, Bangladeszu. A z drugiej, jak zawsze, nie poprzestaję w nich na problemach społeczno-politycznych. Jestem przede wszystkim malarzem. I równie interesują mnie kwestie estetyczne. Poruszam się na granicy abstrakcji, starając się wyrazić realne problemy w napięciach linii, koloru i światła bez tytułu, 2011, olej na płótnie, 51 x 44 cm ISLAM A TERRORYZM, 2009, olej na płótnie, 160 x 120 cm HURGHADA, 2011, olej na płótnie, 140 x 170 cm FOBIA, 2010, olej na płótnie, 140 x 140 cm JIHAD...!41 x 55 cm, olej/płótno, 2010BRAMKA45 x 33 cm, olej/płótno, 2010PROBLEM75 x 100 cm, olej/płótno, 2010RED ALERT110 x 170 cm, olej/płótno, 2010JIHAD! JIHAD!110 x 130 cm, olej/płótno, 2010bez tytułu33 x 41 cm, olej/płótno, 2010BEZ KOMENTARZA46 x 55 cm, olej/płótno, 2011bez tytułu85 x 130 cm, olej/płótno, 2010X-RAY130 x 180 cm, olej/płótno, 2010NAPIS20 x 40 cm, olej/plótno, 2010FLAGA NA MASZCIE180 x 130 cm, olej/płótno, 2011NALOTY KONTROLOWANE40 x 70 cm, olej/płótno, 2010AL-JAZEERA13 x 13 cm, olej/płotno, 2008Zdjęcia z wystawy, "A LATO BYŁO PIĘKNE TEGO ROKU...11 WRZEŚNIA 2001", Bochenska Gallery, wrzesień, 2011okładka ksiażki Judith Butler "Ramy wojny", Instytut wydawniczy KSIĄŻKA I PRASA Sumienie narodu polskiego zdaje się być uśpione. Świadomie nie wspominamy o krwawych kartach naszej historii. Czasem odnosi się wrażenie, że z nieznanych powodów bliżsi są nam sprawcy straszliwych rzezi niż ich bezbronne ofiary. Śladów zbrodni nie trzeba przecież daleko szukać. Może do wyobraźni Polaków w końcu przemówią zbiorowe mogiły, rozsiane po całym Wołyniu. Wymazane z map setki polskich wsi. Spalone i wyniszczone tak dokładnie, by po ich byłych mieszkańcach nie pozostał najmniejszy ślad. Może przemówią krwawe blizny noszone przez jeszcze żyjących. Blizny po ranach doznanych od noży, siekier, żelaznych łomów. Czas pokoju - Wołyń moich przodków Województwo wołyńskie w granicach II Rzeczypospolitej było jednym z sześciu województw pasa wschodniego zwanego potocznie Kresami wschodnimi. Graniczyło ono od zachodu z województwem lubelskim, na północy z województwem poleskim, wschodnią jego granicę stanowiła granica państwowa z ZSRR, na południu zaś leżało województwo tarnopolskie. Tereny województwa w większości zamieszkiwała ludność ukraińska w liczbie tys. Drugą narodowością pod względem liczebności byli tam Polacy w liczbie 346,6 tys. Reszta to Żydzi i inne niewielkie grupy narodowościowe. Na terenie województwa było 11 powiatów, 22 miasta, 103 gminy wiejskie oraz gromady wiejskie (sołectwa). Do dziś zdołano ustalić, że na terenie województwa wołyńskiego rzezie ludności polskiej dokonane w latach 1939-1944 przez nacjonalistów ukraińskich pochłonęły 60-70 tys. osób. Kisielin nad rzeką Stochód był przed wojną małym miasteczkiem jakich wiele: pokarmelicki Kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia, cerkiew, dwie żydowskie bożnice, ruiny pałacu Olizarów. Z tysiąca mieszkańców połowę stanowili Żydzi, resztę Polacy i Ukraińcy, mniej więcej po równo. Wśród Polaków było sporo rzemieślników: część obsługiwała pałac hrabiego. Wszyscy mieszkali obok siebie, pomagali sobie w pracach polowych. Dzieci narodowości polskiej, ukraińskiej i niemieckiej chodziły do jednej szkoły. W szkolnych murach każde dziecko uczyło się swojej religii. Ukraińcy mieli lekcje ojczystego języka. Mieszkańcy Kisielina żyli obok siebie. Choć i trochę obok, jakby osobno. Nikt nie pamięta jednak, by zdarzyło się tu coś, co zasadniczo psułoby wzajemne stosunki. Aż przyszedł tamten dzień… Czas zagłady - tamtego lata w Kisielinie. Tego dnia wybuchła wojna, która na zawsze zmieniła oblicze miasteczka. Do Kisielina weszły wojska hitlerowskie. Niemieccy żołnierze zwiastowali początek tego, co miało się wydarzyć. Dzień 11 lipca 1943 roku był pochmurny. Pomimo deszczu ludzie, jak zwykle w niedzielę, zmierzali do kościoła z okolicznych wiosek. Przybyło około 180 osób. Wiernych nie opuszczał jednak niepokój. W czasie mszy szeptano, że coś się dzieje. W pobliżu domów okalających kościół podobno widziano kręcących się uzbrojonych Ukraińców. Po zakończonym nabożeństwie ludzie zaczęli wychodzić. Wtedy ze wszystkich stron nadbiegli UPA-owcy. Wówczas wierni ze strachem cofnęli się do kościoła, zaryglowali hakami drzwi i w panice rozpierzchli się na terenie świątyni. Po chwili banderowcy nawoływali do wyjścia i zapewniali, że nikomu nic złego się nie stanie. Kilkanaście osób uwierzyło i wyszło na dziedziniec. Po chwili już nie żyli. Dawni sąsiedzi Polaków zaatakowali kościół, strzelali z karabinów, rzucali granaty przez okna, które broniący się odrzucali w stronę napastników. UPAowcy próbowali podpalić drewniane drzwi. Obrońcy, aby ugasić pożar, oddawali mocz do wiader, którym polewali żarzące się drewno. Kolejnym krokiem bandytów były ataki przez okna. Polacy rzucali w banderowców cegłami i kaflami z rozebranych naprędce pieców. Rozsierdzeni obroną napastnicy podpalili plebanię i wnętrze kościoła. Oblężenie i desperacka obrona trwały do godziny 23. Napór nieprzyjaciół na kościół coraz bardziej słabł. Strzelanina ustawała, aż w końcu bandyci odeszli. Po dłuższej chwili zaczęła się ewakuacja kościoła. Na linach opuszczano najpierw kobiety z dziećmi, a następnie rannych i mężczyzn. Ocalali, nie dowierzając jeszcze temu, co się przed chwilą stało, udali się w bezpieczne miejsca. Czas zagłady - Aleksandrówka, wspomnienia mojej prababci Kamili Ziółkowskiej-Ostasz „Na naszą kolonię Aleksandrówkę pierwszy raz napadli w tydzień po tym, co wydarzyło się w kościele w Kisielinie. Zbliżał się wieczór, przyszedł sąsiad Ukrainiec Kyc i mówił, by nie nocować w domu.” – wspomina babcia. „W lesie pojawili się jacyś uzbrojeni ludzie. Niebawem w drugim końcu wsi usłyszeliśmy strzały. Uciekliśmy z domów. Ukrywaliśmy się w zbożu i pobliskich krzewach. Uciekając samotnie przez zboże, napotkałam sąsiadów Sałachów. Szliśmy przez bagna, zarośla i lasy. W końcu dotarliśmy do Zasmyk. Stamtąd ruszyliśmy do Kowla. Zatrzymaliśmy się u Domańskich, którzy byli znajomymi mojego ojca. Wtedy przyjechał ojciec Sałacha i powiedział, by wracać do domu. Ukraińcy rozpowiadają, że ten napad to pomyłka, że nikt Polaków nie będzie ruszał, niech zbierają plony i żyją. Wróciliśmy. W domach baliśmy się jednak nocować. Spaliśmy na górce w stodole. Przez szparę w deskach zobaczyliśmy bandytów. Szli na Michałówkę z kosami na sztorc, z widłami i siekierami. Po jakimś czasie Ukraińcy ponownie zaatakowali naszą miejscowość. Kiedy usłyszeliśmy strzały, rozbiegliśmy się po polach i ukryliśmy się w zbożu oraz konopiach. Nie wiem, jak długo błąkałam się po lasach i łąkach. Dotarłam do Zasmyk. Tam spotkałam ojca, siostrę Leokadię i brata Bogusława. Jedynie mamy tam nie było. Zabili ją UPA-owcy, kiedy próbowała uciec. Wiedzieliśmy, że nie mamy do czego wracać. Przyjechaliśmy do wsi Płonka w pow. krasnostawskim. Pracowałam jako pomoc w gospodarstwie rolnym u pana Szczepanowskiego, wyłącznie za wyżywienie. Na więcej podczas wojny nie można było liczyć.” Czas refleksji - ocalić od zapomnienia Całe Kresy południowo-wschodnie II Rzeczpospolitej przesiąknięte są krwią pomordowanych Polaków. Dzieci, kobiet i starców. Umęczona wołyńska ziemia kryje w sobie dziesiątki tysięcy mogił, w tym wiele zbiorowych, liczących po kilkaset ofiar. Z powierzchni ziemi i z mapy obecnej Ukrainy zniknęło około 2 tysiące spalonych wsi, kolonii i osiedli zamieszkałych do 1943 roku przez Polaków. Wykarczowano sady, wycięto przydrożne drzewa, zaorano drogi, by nie przypominały o dawnych prawowitych mieszkańcach tych ziem. Jednego tylko nie zdołano zniszczyć i wyrwać z korzeniami - zbiorowej pamięci Polaków. Wspomnienia tamtych wydarzeń zachowali ci, którzy cudem uniknęli zagłady. Rodziny osiadłe obecnie po lewej stronie Bugu, często rozsiane poza granicami kraju pielęgnują pamięć o swych rodzinnych miejscowościach oraz o przodkach, którzy oblani krwią anonimowo spoczęli na własnym skrawku ojcowizny. Co współcześni ludzie powinni zrobić z tamtymi tragicznymi wydarzeniami? Wiadomo, nie cofniemy czasu. Czyż formą zadośćuczynienia nie powinno być jednak chociażby upamiętnianie ofiar rzezi z 1943 roku? Nasi przodkowie nadal oczekują na właściwe groby, godny pochówek, postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia, ocalenie od zapomnienia ich nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełniej pamięci o nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy. „Ci, którzy pamiętają, mają obowiązek przypominać innym.” - św. Jan Paweł II. Reportaż literacki Tytuł: „A lato było piękne tego roku…” Kamila Śledź Gimnazjum nr 2 im. Jana Zamoyskiego XVI Ordynata w Zamościu ul. Lwowska 15, 22-400 Zamość Wyszukał i wstawił B. Szarwiło

a lato było piękne tego roku